wtorek, 31 stycznia 2012

Kaczuszki Tomaszka
Mojemu wnuczkowi, Tomkowi

Autorem tekstu jest Danuta Zych

-       Tomaszku, jedziemy nakarmić kaczuszki?- pyta babcia małego wnusia, który siedząc w swoim wózku wydziobuje ze środka bułki mięciutki miąższ.

  Przed chwilą już rytualnie zajechali do małego sklepiku, gdzie „ mydło i powidło” ,  kupili dwie bułeczki , by Tomuś zaspokoił głód, a kaczuszki nie głodowały. Pani ekspedientka na widok Tomaszka, który od progu krzyczał- Buka, buka, zapytała tylko :- Ile?
-       Tym razem dwie, bo zimno i kaczuszki czekają- powiedziała babcia, bo Tomek
jeszcze nie umiał na to pytanie odpowiedzieć, przynajmniej głośno.
Teraz brnęli przez zasypane śniegiem uliczki i króciutki deptak, by znaleźć się nad rzeką, a właściwie na moście ponad nią.
Pod spodem, na małej  niezamarzniętej jeszcze tafli rzeki kłębiły się różnokolorowe puchate maleństwa. Wyławiały z wody rzucane im przez ludzi, zwłaszcza starszych i dzieci, kawałki suszonego chleba i świeżych bułeczek.
Tomek chowający się do tej pory pod budką spacerówki, ożył, wykokosił się już bliżej metalowych poprzeczek stanowiących barierkę mostu i wyrzucił przed siebie, niedaleko, bo niedaleko, a jednak, niedojedzony kawałek swojej bułeczki, właściwie ocalałą skórkę.
-O, wydobyło się najpierw z gardełka dziecka, kiedy dorodna kaczuszka zaczęła zjadać  ciepły jeszcze ciepłem dziecięcej rączki okruch.
-Je, baciu, je.
Wychylił się z wózeczka,próbując dosięgnąć drugą bułkę, którą babcia położyła  na budce za nim.
-       Buka, kaka, buka , kaka- powtarzało dziecko.
Babcia szybko wydobyła z foliowej torebki drugą zakupioną w sklepiku bułeczkę, podzieliła ją na kilka części i podawała niecierpliwie powtarzającemu jak mantrę słowa: - Buka, kaka, wnusiowi.
Na wodnej tafli zbierało  się coraz więcej głodnych kaczuszek. Przy barierce mostu stało kilka osób, ale zatrzymało się też parę wózków z kilkulatkami w środku. Babcie albo mamusie pokazywały dzieciom kolorowe kaczuszki, gdy nagle zaszumiało i powiało grozą, Pojawiły się potężne łabędzie, mama, tatuś o nastroszonych skrzydłach i szare jeszcze, choć już dość duże dzieci. Razem sześcioro. To była groźna , silna bardzo grupa. Kaczuszki pochowały się na granicy lądu i wody, wśród ocalałych jeszcze resztek traw i badyli starając się pozostać niewidoczne. Łabędzie zagarniały potężnymi dziobami rozpuszczająca się w wodzie strawę, kaczuszki tkwiły nieruchomo w swoich prowizorycznych schronieniach, a dzieci w  wózkach zamilkły i znieruchomiały z kawałkami chleba lub bułeczek w rączkach, tylko rzeka niezmiennie szemrała a lód nadal był twardym lodem. 
Pewne siebie – duże i silne ptaki- jeszcze spenetrowały teren, a ponieważ nikt z wrażenia nie wrzucał już nic do wody, spokojnie choć z szumem skrzydeł odleciały. Kaczuszki ożywiły się tym bardziej,że do wody zaczęły spadać znów kawałki pożywienia. Teraz jednak nastrój był inny – kaczki lękliwie rozglądały się dokoła, a nawet podenerwowane podpływały po kilka do jednego kawałka chleba czy bułki i... dziobały się zawzięcie. Nastrój sielskości prysł. Babcia podała Tomaszkowi ostatni kawałek bułeczki, razem popatrzyli jeszcze , jak kilka kaczuszek ruszyło szybko płynąc, by zdobyć dla siebie łup i odjechali, tym bardziej,że mróz się wzmagał i zaczął sypać drobny dokuczliwy śnieg.
-       Przyjdziemy tu jutro, będziemy teraz przynosić i trochę chlebka, żeby
starczyło dla łabędzi, one też są głodne Tomeczku- powiedziała babcia.
Tomuś odwrócił się do niej w charakterystyczny dla siebie sposób – wychylił główkę zza budki spacerówki- i ślicznie się uśmiechnął, ale zaraz potem zanurkował pod ciepły kocyk, a że było naprawdę zimno, schował pod niego nawet swoje rączki w ciepłych rękawiczkach.
-       Pora do domku, wnusiu, kaczuszki też się pochowały w specjalnie dla nich poustawianych w bliskości rzeki budkach ocieplonych słomą, są syte , więc łatwiej przetrwają mrozy, a my idziemy na ciepłą herbatkę.
-       Batkę- powtórzyło dziecko wtulone w ciepło swojej spacerówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz